Aktualności

Biegiem przez życie – historia Pani Basi

Biegiem przez życie – historia Pani Basi

Umówiłyśmy się na rozmowę w niewielkiej kawiarni przy jednym z klubów fitness w Tarnowie. 
W pewnym momencie podeszła do mnie szczupła osoba o oczach i figurze trzydziestodziestolatki.  
Pomyślałam, że to pomyłka. Po chwili jednak okazało się, że nie.


Ze sportem jej do twarzy

Pani Barbara Prymakowska to osoba łamiąca wszelkie stereotypy dotyczące kobiet w „jej wieku”. Pesel wskazuje, iż ma 73 lata, a swoim stylem życia potrafi wprawić w zakłopotanie niejednego „młodzika”.

Pani Basia od dziecka kochała sport. Już jako dziewczynka była w ciągłym ruchu i uprawiała wiele dyscyplin, m.in.: pływanie, jazdę na rowerze czy łyżwach.

Na tym jednak nie poprzestała.

Ukończyła AWF w Krakowie, następnie nauczała w szkole wychowania fizycznego. 
Chciała swoją wiedzę i zainteresowania przekazać dzieciom, szczególnie tym najmłodszym.

- To był mój priorytet – uczyć i mieć z tego radość. A także to, żeby ktoś miał z tego przede wszystkim zdrowie oraz zainteresowania, które będzie mógł pociągnąć jak łańcuszek w swojej rodzinie. Gdy spotykam swoich byłych uczniów na basenie czy korcie tenisowym, dziękują mi, że wszczepiłam w nich tego „bakcyla”  i pokochali ruch – wspomina.

Ukochanym sportem Pani Basi jest narciarstwo zjazdowe, narciarstwo klasyczne na dystansach kilkudziesięciu kilometrów oraz biegi na biegówkach. Już jako studentka AWF’u była instruktorem narciarstwa.

Biegać każdy może

Swoją przygodę z bieganiem zaczęła w wieku 58 lat. Choć początkowo przychodziło jej to z trudem -  stało się wielką pasją. Dokładnie 15 lat temu przebiegła swój pierwszy Cracovia Marathon. Potem wielokrotnie biegała jeszcze w Krakowie, Poznaniu, Warszawie oraz w Maratonie Metropolii. Następnie ruszyła w świat. Od tamtej pory ma już na swoim koncie starty w 49 maratonach, w tym 11 zagranicznych. Od kilku lat pragnie zdobyć tytuł World Marathon Major. Dlatego startuje w najbardziej prestiżowych i najtrudniejszych biegach świata, m.in. w Berlinie, Londynie, Nowym Jorku, Tokyo oraz Bostonie. W październiku br. stanie na stracie maratonu w Chicago, którego ukończenie powoli jej uzyskać tytuł World Marathon Major. Pani Basia może się poszczycić tytułem najszybszej Europejki w swojej kategorii wiekowej (powyżej 70 lat) w tegorocznym maratonie w Tokyo oraz drugiej Europejki na biegu w Bostonie w tej samej kategorii.

- W biegach maratońskich mam swoją kategorię wiekową, natomiast w biegach górskich już nie. Tam startuję z 50 i 60-latkami. Wygrywam z ludźmi młodszymi ode mnie o dwie dekady i to daje mi ogromną siłę. To bardzo miłe, gdy doceniają to co robię, ponieważ oni wiedzą, że to nie jest takie proste - dodaje. 

 
Zdjęcie: www.fotomaraton.pl

Rodzinna powinność

Jako swoją największą przygodę życia oraz osiągnięcie sportowe Pani Basia wymienia zdobycie szczytu Mont Blanc. Dokonała tego w 2011 r. mając 68 lat i w ten sposób stała się najstarszą Polką, która stanęła na szczycie najwyższej góry Europy.

- Była to moja piękna sportowa przygoda i spełnienie rodzinnej powinności. Ponieważ na szczyt weszłam dokładnie 20 sierpnia w 54 rocznicę śmierci mojego wuja, który mając 27 lat prowadził wyprawę na Mont Blanc. Był liderem, zdobył szczyt, ale schodząc zginął. Nie wiem czy to był przypadek, że ja weszłam sama czy też on mnie tam wprowadził. Było bardzo ciężko. Ważę 45 kg, a musiałam nieść plecak o wadze 15 kg, w którym miałam wszystko co potrzebne m.in. namiot, kuchenkę, odzież - opowiada.

W plecaku Pani Basi znalazło się również miejsce na maleńki znicz, który chciała zapalić wujowi na jego grobie w Chamonix.

- Na samym szczycie zapaliłam mu to światełko, ponieważ w Chamonix nie mogłam znaleźć miejsca jego pochówku. Miałam ze sobą tylko zdjęcie, a kancelaria była wtedy zamknięta. Wróciłam stamtąd ogromnie szczęśliwa. To było piękne a zarazem bardzo trudne przedsięwzięcie - dodaje.
 

Zdjęcie: Jacek Heliasz/www.runners-world.pl​

„Barbara, jeszcze Polska nie zginęła”

Pani Basia jest ogromną patriotką. Bardzo ważne są dla niej symbole narodowe i z dumą występuje na świecie w barwach biało-czerwonych. W 2013 r. podczas biegu w Atenach, który odbył się 10 listopada, czyli na dzień przed polskim świętem odzyskania Niepodległości, Pani Basia biegła w koszulce z napisem POLSKA oraz Barbara. Na 25 kilometrze na kilka metrów przed sobą zobaczyła biało-czerwoną flagę i ludzi, którzy krzyczeli: „Biegnij, Barbara. Jeszcze Polska nie zginęła!”.

- Zmroził mnie ten okrzyk. Miałam plecy mokre od upału, ale tak wtedy pomyślałam, że za ten okrzyk na kolanach, ale musze przekroczyć linię mety, bo to mnie zobowiązuje – opowiada jakby to było wczoraj.

Bieg ukończyła wygrywając swoją kategorię wiekową, nie spodziewając się tego.

Pani Basia uprawia również dużo biegów górskich. Dwa lata temu została wicemistrzynią świata w biegu górskim stylem alpejskim, w swojej kategorii wiekowej. Następnie zdobyła mistrzostwo Europy, gdzie w sposób szczególny została uhonorowana.

- Spotkała mnie wtedy ogromna radość.  Każdy sportowiec czeka na Mazurka Dąbrowskiego, a ja się  go doczekałam właśnie tam. To zarówno uhonorowanie całej pracy sportowej, jak i aspekt patriotyczny. A jeszcze ta flaga biało-czerwona, która fruwała mi nad głową. To niesamowicie piękne przeżycie – opowiada ze wzruszeniem.
 
Wspaniały trener i najlepszy przyjaciel

Miłość do sportu jest głęboko zakorzeniona w całej rodzinie Państwa Prymakowskich. Mąż Pani Basi, Pan Stanisław, także ukończył AWF w Krakowie. Jak sama o nim mówi, to jej najlepszy trener i doradca w każdej dyscyplinie sportowej.

- Zawsze wysoko stawiał mi poprzeczkę, choć czasami musiał hamować też mój zapał. To on nauczył mnie kochać sport i dawał mi mnóstwo świetnych wskazówek. Zawody mamy te same, jednak zawsze miałam poczucie, że on wie dużo więcej niż ja.

Wiedzę i pasję do sportu przekazali dalej swoim dzieciom i wnukom. Gdy córki miały 3 lata zjeżdżały z Kasprowego Wierchu na nartach. Wnuki, które mnóstwo czasu spędzały z dziadkami, były uczone każdej dyscypliny już od najmłodszych lat. To zaowocowało tym, że obecnie Pani Basia wraz z najstarszym 27-letnim wnukiem przebiegła po górach już wiele kilometrów i rokrocznie startują razem w biegu na Kasprowy Wierch.

- Moje wnuki były dużo uczone przez nas, więcej przez męża, ponieważ je bardziej dyscyplinował i miał większy autorytet. Ja bardziej im pozwalałam na dyskusje tam, gdzie nie wolno dyskutować – śmieje się.

Warto podkreślić, że według serwisu internetowego biegologia (serwis poświęcony naukowej stronie biegania), w ubiegłym roku Pani Basia wbiegła na Kasprowy Wierch w tempie 35-letniego TOPR’owca.
 
Przy spadkach motywacji i każdej pogodzie

Dla Pani Basi sport to przede wszystkim szkoła charakteru, samodyscypliny i pokory. Podkreśla, że jeżeli chce się coś osiągnąć, nie można opuszczać treningu tylko dlatego, że na zewnątrz pada bądź jest zbyt gorąco. Należy jasno wyznaczyć swoje cele i wytrwale do nich dążyć. Treningi wyznacza sobie tak, by ćwiczyć w każdych warunkach atmosferycznych. Nieraz specjalnie wychodzi na trening podczas wysokich temperatur, ponieważ wie, że na zawodach może spotkać się z taką aurą. Z kolei w bardzo mroźne zimy potrafi przebiec na biegówkach ponad 50 kilometrowe trasy.

 - Nigdy się nie przymuszam, ale nie ukrywam, że czasem po pracy i obowiązkach domowych bardzo mi się nie chce wyjść na trening. Co wtedy robię? Teraz mam już ten komfort, że mogę uciąć sobie 20-30 minutową drzemkę w ciągu dnia. Ja momentalnie usypiam. Potem budzę się, wkładam buty do biegania, łyżworolki czy narty i idę na trening. Po 2-3 kilometrach już jest mi cudownie – wyjaśnia z uśmiechem.

Oprócz regularnych treningów Pani Basia pracuje w klubie fitness oraz naucza gimnastyki wyszczuplającej na basenie. Wśród swoich podopiecznych często obserwuje, że na emeryturze brak jest im marzeń i celów. Często osoby w tym wieku popadają w hipochondrię. Jak sama podkreśla chce pokazać swoim koleżankom i osobom w jej wieku, że trzeba mieć marzenia i dążyć do ich realizowania. Wtedy życie jest przyjemniejsze, bo jeżeli tego nie ma, to jest „po prostu wegetacja”.

- My kończymy pracę zawodową, dzieci odchowane, wnuki już w zasadzie czasem nie potrzebują naszej opieki i co robić? Rano się budzę i co mam ze sobą robić? Siedzieć na parapecie, tak jak niektóre moje koleżanki i głowa w lewo w prawo gdzie kto z kim? Takie nie interesowanie się sobą tylko kimś. Ja mówię to nie musi być aktywność fizyczna, to może być rysowanie, malowanie, czytanie książek, ale żeby była jakaś pasja w tym wszystkim.  Żeby odwrócić uwagę od wieku, żebyśmy nie byli hipochondrykami - podkreśla.

Musi być zdrowa

Przez wiele lat Pani Basia każdy maraton biegała w innej intencji, ponieważ taki wysiłek to coś więcej niż zmaganie się z własnymi słabościami. Odkąd cztery lata temu u córki Pani Basi – Katarzyny – wykryto chorobę nowotworową, treningi stały się czymś więcej niż wysiłkiem fizycznym. Pozwoliły one przetrwać najtrudniejsze chwile.

- Jak się dowiedzieliśmy po prostu rzuciło nas to na kolana. Było to bardzo mocne uderzenie, ale uciekaliśmy właśnie w sport. Kiedy było mi bardzo trudno to zakładałam buty, spodenki i do lasu. Tam się wypłakałam, wygadałam sama do siebie. Wracałam i było mi lżej – opowiada ze wzruszeniem.

Córka Pani Basi jest lekarzem i zdaje sobie sprawę, że „żyje na bombie”. Jednak sama uwierzyła w to, że będzie dobrze, wróciła do pracy, uprawia sporty (głównie jeździectwo).

- Jak na nią patrzę, to ona teraz kwitnie. I podziwiam ją za to jak dzielnie podeszła do tej choroby. Gonię tego raka z niej i wierzę, że będzie zdrowa. Musi być zdrowa – mówi.

Od tamtej pory Pani Basia każdy maraton ofiarowuje swojej córce i biega w jej intencji. To najsilniejsza motywacja do działania.

- Człowiek jest tyle wart, ile dobrego uczyni drugiemu. Jeżeli coś damy czy zrobimy coś bezinteresownie, to do nas wraca jak bumerang. Ja to sprawdziłam na własnym życiu – dodaje.

Być, a nie mieć

Pani Basia jak sama mówi o sobie, jest szczęśliwym człowiekiem. Mieszkają wraz z mężem w bloku, mają kilkuletniego Nissana. Stara się cieszyć każdym dniem. Jednak tego trzeba się właśnie nauczyć. Kilka lat temu mąż Pani Basi miał wypadek Toyotą, którą kupili długo na nią oszczędzając. Pan Stanisław bardzo przeżywał tę stratę.

- Powiedziałam mu wtedy: „Staszek, najważniejsze, że żyjesz Ty i nasz wnuk. Mamy zdrowe nogi, dwa rowery i to nam wystarczy” – wspomina.


Zdjęcie: Elżbieta Paczesna/przyjazniseniorom.com

Pani Basia jest optymistką i osobą pełną energii. Nie rozmawia o chorobach, zmarszczkach czy długiej kolejce do lekarza. Natomiast o narciarstwie czy biegach mogłaby opowiadać bez końca. „Carpe diem” to jej motto życiowe, które sprawia, że kalendarz jest wypełniony kolejnymi startami, a każdy dzień jest inny.
 
Źródło: Dobry Duch w Przyjazniseniorom.com
Zdjęcie główne: www.rdn.pl
 


« Wróć zobacz więcej aktualności »

Poleć ten artykuł: